Urodzinki

poniedziałek, 12 grudnia 2011

za co kocham go najbardziej....

Trzecia nad ranem. Budzę się z okropnym bólem żołądka. Maszeruję do kuchni, żeby zaparzyć sobie miętowej herbaty. Za mną cichutko podąża Nelson...
Siada na podłodze w kuchni przede mną i mruży oczka, zaspane i niedomyte - jakby pytał - Ej co jest?
Patrzę na resztę - Leon wyciągnięty na parapecie, nawet nie spojrzy... NzM śpi też w najlepsze...
Drepczę w kierunku kanapy z kubkiem herbaty w ręce, Nelsoniusz rozsiada się koło mnie. Przykrywam się kocem, a on zaczyna mruczeć...od razu mi lepiej...

...oczywiście korzystając z okazji, że już "jestem na nogach" załapał się na kilka chrupek...  "no przecież teraz mi nie odmówi" ;-)))


Od śierściuchy moje kochane

Brak komentarzy: